Klaus & Caroline & Damon

Klaus & Caroline & Damon

środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 4.

Caroline:
Byłam szczęśliwa kiedy Damon przyszedł z takimi informacjami, spakowałam się dosłownie w kilka minut i mogłam ruszać w drogę. Zastanawiało mnie tylko skąd Damon wziął tą czarownicę. Dlaczego ona musiała być akurat z Nowego Yorku. Nie mogła mieszkać w pobliżu. Spakowałam rzeczy do samochodu i czekałam na mojego wspólnika. Jak już wsiadłam nie mogłam się doczekać aż będzie po wszystkim. Spojrzałam na Damona aż cała się gotowałam  żeby go wypytać o jakieś szczegóły, ale wolałam go nie denerwować.

- Blondie tylko na nic się nie nastawiaj, może to być ślepy trop. – Spojrzał na mnie Damon i jakby wiedział co mam na myśli. To było jakieś dziwne.
- Wiem przecież o tym. Po prostu uważam, że trzeba spróbować wszystkiego. – Spojrzałam na swojego, można powiedzieć przyjaciela.  Oparłam głowę o zagłówek i podciągnęłam kolana pod brodę, chce żeby ten koszmar się już skończył. Nie radzę sobie z tym uczuciem. Stało się coś co mnie zaskoczyło i o bardzo Damon uścisnął moją dłoń. Z wrażenia rozchyliłam lekko usta. On nigdy nie pokazywał uczuć przynajmniej nie tak otwarcie.  Uśmiechnęłam się nie śmiało i odwróciłam głowę w stronę szyby, co jakiś czas
czułam jego spojrzenia na sobie ale ja sama nie odważyłam się obdarować go spojrzeniem. Czy to serio się działo, czy znowu Damon zaczyna mi się podobać? Jakbym mało miała problemów. Westchnęłam. Resztę drogi się nie odzywałam natłok myśli buzował w mojej głowie. Nie mogłam skupić się na niczym konkretnym. W końcu zasnęłam może i sen to  najlepsze rozwiązanie. Salvatore obudził mnie pod hotelem.
- Dlaczego tutaj się zatrzymałeś? W tym hotelu mamy się z nią spotkać? – Zadałam panie wysiadając.
- Nie kochana, tu się zatrzymamy  dopóki ona nie przyjedzie, boi się Klausa i dlatego ta cała zabawa w chowanego.
Pokiwałam głową i wzięliśmy jeden pokój. Weszliśmy do środka. Rozejrzałam się uważnie.
- Pójdę się wykąpać. – Wskazałam na drzwi od łazienki.
Chciałam a raczej musiałam się zrelaksować. To był zbyt  trudne dni przynajmniej ze względu na to jak traktował mnie Stefan a jak Damon. Boże jakby zamienili się na miejsca, Chciałam mieć ich przy sobie, nawet tego czubka Damona. Wykąpałam się i przebrałam zrobiłam od nowa makijaż. Nie mogłam siedzieć bezczynnie i czekać. Tylko czekanie, czekanie i czekanie. Ile czasu można czekać. Wzięłam głęboki oddech.

Damon:
Czekałem aż Caroline wyjdzie z łazienki. Żal mi było ją oszukiwać ale to w końcu dla jej dobra.
Może teraz nie ma wiedzmy która nam pomoże ale jeśli jest rozwiązanie ja je znajdę. Usiadłem w fotelu sącząc whisky z lodem. Długo nie mogłem zapomnieć jak dotknąłem dłoń Caroline w

samochodzie. Chyba zacząłem coś do niej czuć.
- Jakeś wieści – Wyrwała mnie z przemyśleń Blondynka. Pokiwałem głową.
- Będzie jutro najpóźniej po jutrze. – Usiadła obok mnie podałem jej szklankę. – Caroline przecież
nie możesz wątpić że wszysko się ułoży, ty nigdy nie wątpisz.
- Masz racje tylko chciałabym mieć to już za sobą. – Spojrzała mi w oczy. Musiałem odsunąć ją od siebie jak najszybciej.
- Caroline przestań się już mazać bo nie mogę tego znieść. – Machnąłem ręką a ona była jak widać zawiedziona.
-Za to ty jesteś dupkiem i jak wgl mogłam pomyśleć, że… - Przerwała nagle wstając, odwróciła się w stronę okna. Nie pomogło mi o uczucie.  Wstałem zaraz za nią.
- Jak mogłaś pomyśleć że co? – Musiałem się dowiedzieć odwróciłem ją w swoją stronę. Była
wściekła. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Wpadła prosto  w moje ramiona.
- Jak mogłam pomyśleć że mi się podobasz.- Wywarczała ale ją pocałowałem a ona chociaż się na początku opierała odwzajemniłem pocałunek. Po chwili wziąłem ją na ręce całując bez opamiętania. Zaniosłem ją do łóżka zrywając po kolei z niej ubrania. Ona też nie czekała i zerwała moje ubrania. Później po prosu oddaliśmy się sobie nawzajem, całkowicie.

Klaus:
Myśl o tej dziewczynie nie dawała mi spokoju, była cudowna delikatna i taka kobieca jednocześnie. Bardzo dziwił mnie ten nagły wyjazd zwłaszcza z Damonem. Wezwałem do Siebie Stefana.
-Poinformuj swojego brata i waszą przyjaciółkę że nie będzie balu póki nie wrócą bo mam dla was niesamowitą niespodziankę. – Uśmiechnąłem się popijając bursztynowy trunek .
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. – Stał z tą swoją kwaśną miną. I psuł mój humor
-Dobrze wiesz. – Uśmiechnąłem się i zadzwoniłem do samego Damona.
- Damon przyjacielu nie ukrywaj już Caroline i tak poczekam aż wrócicie przygotowałem  dla was coś wspaniałego. – Odłożyłem telefon. – Twój brat się rozłączył chyba nie chce żeby Caroline się Dowiedziała.
- Albo ma cie gdzieś. Daj im spokój Klaus. Nie rób z Caroline zabawki. Masz mnie. – Westchnął.
- Caroline nie będzie zabawką będzie kimś innym.
Nie dokończyłem mu bo to nie jest jego sprawa. Dziewczyna będzie moja i nic nie stanie mi na drodze. Uśmiechałem się sam do siebie wiedząc że nie długo będę mógł wrócić z moją Królową do Nowego Orleanu.


wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 3.

Caroline:
Zamrugałam kilka razy, aby upewnić się czy to nie są jakieś dziwne halucynacje. Zaniemówiłam na chwilę i wstałam. Byłam też nieco zmieszana wizytą jak dotąd myślałam przyjaciela. Chciałam podejść przytulić go i powiedzieć jak bardzo się ciesze, że mogę go zobaczyć. Jednak powstrzymało mnie coś. Jego wzrok był zimny i obojętny. Poza tym kazał trzymać mi się z daleka. Przechyliłam głowę przyglądając mu się uważnie. Stefan przez chwilę patrzył mi w oczy, po czym spuścił wzrok spoglądając na Damona. Schyliłam głowę nie wiedząc co zrobić ze sobą. Damon zmarszczył czoło. Wzięłam głęboki oddech.
- Bracie jak dobrze cię widzieć, przynajmniej Caroline ucichła na dłuższą chwilę. - Damon uśmiechnął się zadziornie. Zmieszałam się jeszcze bardziej.
- Damon odpuść. - Powiedziałam nie za głośno.
- A może Stefan powie nam co się stało z trumnami? - Brunet zapytał nieco podirytowany.
- Przyszedłem tutaj nie żeby się tłumaczyć, tylko chce żebyście sobie odpuścili. Nie chce zostać uratowany. - Głos Stefana był taki stanowczy aż przerażający.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Nie zostawię cię w rękach tego potwora. - Dopiero teraz nabrałam odwagi żeby spojrzeć na niego ponownie. Nawet zrobiłam krok w stronę wampira.
- Nie Caroline, nie jesteśmy. Właściwie to nasza jak to nazywasz przyjaźń była dla mnie uciążliwa. Teraz jest mi lepiej. - Odpowiedział spokojnie. Otwarłam buzię z wrażenia. Nawet Damon podniósł się z kanapy.
- Wiesz co pieprze to wszystko. Miałeś racje Damon nie ma już dawnego Stefana. - Wzięłam kurtkę i wyszłam z pensjonatu.
Nie mogłam tam zostać i patrzeć na nich. Co też odbiło młodszemu z nich. Szłam przed siebie tak naprawdę nie wiedząc dokąd. Czy błędem był powrót czy może mój wyjazd. Nogi zaniosły mnie do Grilla. Postanowiłam wejść na kilka drinków. Chciałam zapomnieć o mętliku, który zrodził się w mojej głowie.

Damon:
Przysłuchiwałem się rozmowie między Caroline i Stefanem. Od razu wiedziałem, że mówi to wszystko żeby chronić naszą małą blondyneczkę. Jednak musiałem przyznać, że robił to w dość przekonujący sposób. Nawet wampirzyca uwierzyła w tą bajkę. Kiedy wyszła westchnąłem cicho patrząc na brata.
- Chyba troszeczkę przesadziłeś. - Podsumowałem.
- Tak będzie lepiej. - Odpowiedział mi bez wahania.
- Lepiej dla kogo? Dla ciebie? Bo poddałeś się? - Uniosłem kącik ust do góry.
- Nie Damon. Lepiej dla Caroline. Klaus zainteresował się nią. Przeniósł też trumny. - Powiedział Stefan, dość przybity.
- Myślisz że ona odpuści. Założę się że od jutra będzie szukała sposobu jak zabić Klausa.
- Wiem o tym musisz zrobić wszystko żeby to uniemożliwić. Jesteś mi to winien. - Stefan zdawał się być zdenerwowany. - Kiedy znajdę jakiś sposób żeby się go pozbyć, skontaktuje się z tobą, ale nie możecie się narażać.
- W porządku. Postaram się utrzymać w ryzach Barbie. Uważaj na siebie. - Skinąłem głową. Po chwili Stefan zniknął.
Minęło kilka godzin a ja siedziałem popijając whisky. Caroline powinna wrócić a jej telefon nie odpowiadał. Nie miałem zamiaru się ruszać i szukać jej po całym Mistic Falls. Zadzwonił do mnie Ric opowiadając jak to Caroline zabawia się w Grillu. Od razu wsiadłem w samochód i tam pojechałem. Bar był pełen przed wejściem czekał na mnie Saltzman.
- Gdzie ona jest? - Niemal warknąłem.
- Jak wejdziesz to na pewno jej nie przeoczysz. Tylko nie bądź zbyt no wiesz... Impulsywny. - Odpowiedział mi nauczyciel.
Przewróciłem oczami i wszedłem do środka. Muzyka grała głośno, w pomieszczeniu panował gwar. Słychać było gwizdy. Rozejrzałem się, na barze tańczyła Caroline kompletnie pijana. Miła zamiar się rozebrać już ściągała bluzkę. Podszedłem bliżej.

- Caroline złaź. - Wyciągnąłem do niej rękę.
- Odwal się. - Wybełkotała.
Prychnąłem pod nosem, pociągnąłem ja za rękę i przerzuciłem przez ramie. Szarpała się i coś marudziła pod nosem. Zaniosłem ją i postawiłem koło samochodu.
- Damon, tylko bądź delikatny. - Poklepał mnie po ramieniu Ric.
- Puszczaj mnie. - Znowu Forbes zaczęła się wyrywać.
- Jedziemy do domu, albo sama wsiądziesz albo znowu pojedziesz w bagażniku. - Będąc pewny jej odpowiedzi otworzyłem przed nią drzwi. Wsiadła oburzona. Zabawnie wyglądała pijana i wkurzona. Skinąłem głową na Alarica i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na blondynkę i ruszyłem w stronę domu.
- Zawsze musisz popsuć zabawę? To ty mówiłeś zawsze, że jestem sztywna, zbyt poważna mam manie kontrolowania, odpuściłam dzisiaj. - Westchnęła.
- Zabawa a robienie z siebie pierwszej lepszej to jest różnica. Jesteś pijana. Porozmawiamy kiedy wytrzeźwiejesz. - Spojrzałem na nią. Carolina oparła się o zagłówek. Ta sytuacja ją przerastała, Stefan dał mi zadanie trzymać ją od niego z daleka. Już wiedziałem, że to będzie trudniejsze.
- Masz racje, nie rozmawiajmy. - Odpowiedziała nie złośliwie, bardziej bezsilnie, nawet na mnie nie spojrzała.
 Przyjechaliśmy do pensjonatu. Otwarłem jej drzwi ale zasnęła. Coś w niej było co zaczęło mi się podobać. To mnie trochę zaskoczyło. Wcześniej tego nie było. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem ją do sypialni. Powoli zdjąłem buty z jej stóp. Przez chwile popatrzyłem na nią.
- Damon... - Wymamrotała i podniosła głowę.
- Słucham? - Spojrzałem na nią.
- Dziękuje, że przyjechałeś. - Uśmiechnęła się co prawda nie był to szeroki uśmiech. Był mały delikatny ale szczery.
- Jesteś moją dłużniczką Blondie. - Mrugnąłem do niej i poszedłem do siebie. Zadzwonił mój telefon.
- Halo. - Odebrałem bez namysłu.
- To ja. Klaus chce urządzić przyjęcie za kilka dni. - Poinformował mnie Stefan.
- Mówisz mi o tym żebym zdążył kupić smoking? - Zażartowałem.
- Mówię Ci o tym żebyś zgadł kogo chce zaprosić. - Mój braciszek był podirytowany.
- Caroline. - Szepnąłem zaciskając szczękę. - Mam już pewien plan.
Rozłączyłem się i spakowałem kilka rzeczy. Mogłem się położyć spać. Następny dzień zapowiadał się cholernie ciekawie. Rano obudziły mnie jakiś trzaski w bibliotece. Wstałem i poszedłem to sprawdzić. Na podłodze klęczała Forbes i zbierał książki.
- Już nie spisz? - Zapytałem podchodząc bliżej.
- Nie wstałam godzinę temu, przeszukałam internet i teraz książki musimy być sposób na pozbycie się Klausa i odzyskanie Naszego Stefana. - Nerwowo zaczęła układać książki które jej zleciały.
- Pakuj się jedziemy do Nowego Yorku. Tam czeka na nas wiedźma która może pomóc. - Kłamałem ją ale musiałem działać na zwłokę. Widziałem jak jej twarz się rozpromienia. W jej oczach rozbłysnęła nadzieja. Westchnąłem. Poczułem wyrzut sumienia, bo przecież kłamałem. Co się ze
mną dzieje? Damon Salvatore nie czuje wyrzutów sumienia.
- Daj mi 15 min. - Krzyknęła i popędziła się pakować.
Czekałem przy samochodzie kiedy wyszła. Wyglądała seksownie ale nie jak jakaś lafirynda. Zapakowałem jej walizkę do bagażnika. Dreptała nogami w miejscu, nie mogła się doczekać, ale tak naprawdę nikt na nas nie czekał. Ruszyliśmy w milczeniu.

Klaus:
Siedziałem w salonie, wspominając wczorajsze popisy blondynki. Była nieprzewidywalna, pociągająca, silna, ale przy tym wszystkim była słodka i dziewczęca. To była mieszanka wybuchowa. Uśmiechałem się sam do siebie jak nastolatek. Musze coś z tym zrobić. Enzo jeden z poddanych mi wampirów, lub jak kto woli zauroczonych, przyniósł mi zdjęcia. Caroline z tym idiotą Damonem. Wyjeżdżali. Mój humor już nie był taki doskonały.
- Dziękuje Enzo. Bądź pod telefonem. Wychodząc zawołaj Stefana. - Rozkazałem a on skinął głową i wyszedł.
Nie musiałem długo czekać na przyjście Stefana.
- Wołałeś. - Stwierdził Salvatore i oparł się o parapet.
- Dokąd wyjechał twój brat z panienką Forbes? - Spojrzałem mu w oczy, po jego minie już wiedziałem, że prawdy mi nie wyzna.
- Nie wiem może na wycieczkę. Nie kazałeś mi z nimi się kontaktować więc powiedziałem, żeby trzymali się z daleka. - Okłamał mnie bez problemu dawny przyjaciel.
- W takim razie wstrzymamy się z przyjęciem. Chce abyście zobaczyli że wszyscy możemy żyć w zgodzie o ile tylko sami będziecie tego chcieli. - Uśmiechnąłem się i widziałem zawód na twarzy Stefana.
Mogłem czekać choćby i wieczność. Chce poznać młodą wampirzycę, później wrócę do poszukiwań Eleny. Pozwoliłem odejść wampirowi, sam udałem się do mojej pracowni. Chciałem pomalować. Jednak cały czas miałem przed oczami twarz dziewczyny.




Wróciłam.
Czy ktoś to jeszcze czyta?

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 2.

Caroline:
Nie mogłam uwierzyć w to co mi się właśnie przytrafiło. Jak Stefan mógł mi coś takiego zrobić. Właściwie skąd on się tu wziął. Przecież Damon mówił, że wyjechał z tym potworem i tworzy hybrydy. Kark mnie bolał, westchnęłam cicho spoglądając na Damona, który patrzy na mnie pytającym wzrokiem. Podał mi też szklankę z whisky, którą opróżniłam w ekspresowym tempie. Przeczesałam dłonią włosy. Usiadłam na kanapie podciągając kolana pod brodę. Nie mogłam poznać własnego przyjaciela. Zmienił się a ja nie mogłam rozgryźć co się stało. To naprawdę przygnębiało. Pokręciłam głową i oparłam ją o kolana. Nie mogłam znieść wzroku Damona na sobie.
- Co się gapisz? - Zapytałam spoglądając na niego.
- Czekam na twoją płaczliwą opowieść co się stało? - Uśmiechnął się w ten swój irytujący sposób.
- Siedziałam w domu i nagle pojawił się Stefan powiedział mi że mamy trzymać się z daleka i skręcił mi kark. - Odpowiedziałam kręcąc głową.
- Nie spodziewałbym się, że skręci ci kark zanim zaczniesz paplać. Mądre posunięcie z jego strony. - Wzruszył ramionami uśmiechając się głupawo cały czas.
- Jesteś skończonym kretynem Damon. - Wstałam. - Nie odpuszczę Stefana, nawet jeśli miałabym umrzeć nie zostawię go samego.
- Jeżeli dalej będziesz taka bezmyślna to na pewno skończysz bez serca. - Wstał i podszedł bliżej, spięłam wszystkie swoje mięśnie.
- Tak bo ty jesteś mistrzem w intrygach nie liczy się dla ciebie nikt i nic nawet własny brat, który nie raz uratował twój nic nie warty tyłek. - Warknęłam zła, byłam wściekła.
- Spokojnie Blondie, złość piękności szkodzi. - Chciałam wymierzyć mu policzek ale chwycił moją dłoń i wykręcił ją za moje plecy przyciągając bliżej siebie. Spojrzałam mu w oczy.
- Puszczaj mnie. - Warknęłam po raz kolejny patrząc mu w oczy.
- Zrobiłaś się zadziorna nawet mi się to podoba. - Zbliżył swoje usta do moich.
- Nie mogę na ciebie patrzeć. - Próbowałam się odsunąć ale tkwiłam w żelaznym uścisku.
- Jak na razie nie masz wyjścia. - Szepnął. - Odzyskamy Stefana. Zrobię to dla świętego spokoju.
Po chwili mnie puścił odsunęłam się od razu. Spojrzałam na niego. Podeszłam do schodów.
- Dobranoc Damon. - Zostawiłam go do siebie i po wieczornej toalecie poszłam spać. Musiałam się od niego odseparować bo miałam ochotę go rozszarpać na kawałki. To nie była jego wina, tylko byłam sfrustrowana tą bezsilnością. Miałam nadzieję, że już nie długo mój przyjaciel będzie znowu z nami. Może w końcu uda się wszystkim odnaleźć szczęście w tym przeklętym miejscu.

Stefan:
Siedziałem w salonie późnym wieczorem, cały czas przed oczami miałem obraz Caroline. Nie chciałem tego robić, ale jeśli nie sprawię że przestaną mnie szukać Klaus zabije i ją i Damona. Usłyszałem kroki ale nie odwróciłem się doskonale wiedziałem kto się zbliża. Klaus, największy potwór jaki chodzi po tej ziemi. Spuściłem głowę.
- Co cię trapi przyjacielu? - Zapytał opierając się o kominek.
- Ty... Po co mnie dalej trzymasz? Masz hybrydy  swoich nowych przyjaciół po co ja jestem ci potrzebny?
- Potrzebuję Eleny twoi przyjaciele na pewno znajdą sposób aby nasze obie strony były zadowolone. Coś mi się obiło o uszy, że wróciła twoja przyjaciółka słodka blondynka. - Wyjawił to z tryumfalnym uśmiechem.
- Trzymaj się od Caroline z daleka. Jeśli ją skrzywdzisz znajdę sposób żeby cię zabić. - Powiedziałem przyglądając mu się coraz uważniej.
- Nie prowokuj mnie Stefan, wiesz przecież że jestem nieobliczalny. - Powiedział całkiem poważnie. - Może wymienię ją na ciebie. Było by zabawnie.
Zniknął, uświadomiłem sobie, że Caroline jest w niebezpieczeństwie musiałem ich ostrzec. Napisałem wiadomość do Damona i musiałem pojechać z nim się spotkać. Wybrałem na miejsce spotkania ruiny starej posiadłości Lockwoodów. Zanim tam dotarłem on był już na miejscu.
- Proszę proszę brat marnotrawny wrócił. - Uśmiechnął się szeroko.
- Daj spokój Damon. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. - Wsunąłem dłonie do kieszeni.
- Więc o co chodzi? - Uniósł brew do góry, widać to go zainteresowało.
- Musisz chronić Caroline, Klaus coś kombinuje. - Powiedziałem zaciskając zęby, on się zaśmiał.
- To Caroline jej nawet Yoda nie przemówi do rozsądku. Nie odpuści sobie dopóki nie wrócisz do domu.
- Możliwe że Klaus będzie chciał ją zamienić na mnie albo coś zrobić, nie pozwól jej na to. Wy wszyscy musicie się trzymać z daleka ode mnie. - Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Zobaczę co da się zrobić ale nie odpuścimy sobie okazji do wyrwania cię z tego bagna.  - Czuł się winny widziałem to po nim. Spuściłem wzrok a on zniknął. To były ciężkie miesiące i zdawało się że byliśmy w sytuacji nie do rozwiązania. Wróciłem do rezydencji Klausa. Wysłałem wiadomość do Damona z informacją o ukrytej rodzinie Klausa. Może to był sposób żeby go powstrzymać raz na zawsze.

Damon: 
Kiedy tylko wstałem i przeczytałem wiadomość od mojego brata postanowiłem pojechać w wyznaczone miejsce. Wykąpałem się i ubrałem. Zajrzałem tylko do Caroline spała jak zabita. Uśmiechnąłem się, przynajmniej nie musiałem zabierać tej złośnicy ze sobą. Pojechałem po Rica i razem udaliśmy w to miejsce. Pokazałem mu adres. Spojrzałem na niego.
- Wiesz co to jest za miejsce? - Uniosłem brew do góry.
- Z tego co kojarze to kontenery za miastem. Nie uważasz ze to podejrzanie? - Zaczął.
- Co masz na myśli? - Przyśpieszyłem.
- Dostałeś adres od Stefana, który nie jest sobą. nie uważasz że gdzieś musi być haczyk? - On i te jego czarne myśli.
- Musimy zaryzykować Klaus to szuja, musimy znaleźć sposób żeby go poskromić. Jeżeli to ma być sposób musimy spróbować. - Wzruszyłem ramionami i zaparkowałem kiedy dotarliśmy już na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu rozejrzałem się. Stanąłem przed bramą i poczułem popchnięcie, dość mocne i impulsywne. Obejrzałem się rozkojarzony i zobaczyłem naszą ulubioną blondyneczkę.
- Co tu robisz Caroline? - Skrzyżowałem ręce na klatce. Ric podszedł do nas.
- Poszłam na spacer nie widać. Co wy tu robicie? - Była chyba zdenerwowana.
- Przyszliśmy tu bo Ric ma tu meble chcemy je zabrać. - Zaśmiałem się.
- Nie kłam coś kombinujecie, chcę wiedzieć. Chodzi o Stefana prawda? - Skierowała się do Rica. Nie miała zamiaru odpuścić.
- Podobno tu gdzieś jest rodzina Klausa, Damon chce ją wykraść. - Szturchnąłem go.
- Przypomnij mi po co cię zabrałem? - Westchnąłem.
- Bo tylko ja z tobą wytrzymuję. - Kiedy Caroline to usłyszała zaczęła się śmiać. Nie wytrzymałem dłużej i przerzuciłem ją przez bark i wrzuciłem do bagażnika.
- Co robisz troglodyto?! - Próbowała się wyrwać.
- Zaczekasz tu, czy ci się to podoba czy nie. Jeżeli zniszczysz mój samochód osobiście wyrwę ci serce. - Zatrzasnąłem klapę i weszliśmy odnaleźć kontener.
- Chyba to przesada. - Wspomniał Ric.
- Tylko by gadała i przeszkadzała. A tak możemy zostać w ciszy i spokoju chociaż na chwilę. - Powiedziałem dumny z siebie. Nie minęło długo aż znaleźliśmy dany kontener. Otworzyłem go a widok który tam był sparaliżował mnie i także Alarica, widziałem to po nim. Zmrużyłem oczy.

Klaus: 
Wstałem w wyjątkowo dobrym nastroju. Stefan zaczął kombinować to dobrze że wczoraj moje hybrydy go śledziły. Skoro postanowił grać nie czysto, nie miałem zamiaru postępować inaczej. Od tej pory hybrydy obserwowały i jego i tych jego śmiesznych przyjaciół. Zaśmiałem się pod nosem. Myślałem , że będę się nudzić a jednak miłe zaskoczenie. Zeszedłem powoli do salonu nalałem sobie najlepszej whisky jaką miałem. Nuciłem sobie pod nosem melodię z lat 20-stych. Przez dom przewijało się troche mieszańców którzy odnawiali dom. Szeroko się uśmiechnąłem kiedy zobaczyłem Stefana uśmiechnąłem się szeroko. Podszedłem do niego, widać że jeszcze nie był poinformowany o niepowodzeniu jego planu.
- Witaj przyjacielu. - Podałem mu szklankę z bursztynowym trunkiem.
- Klaus skąd twój dobry humor od rana? - Wziął szklankę, miał ponurą minę. Bawiło mnie to.
- Wiesz ptaszki doniosły mi, że ktoś sprawdzał stare kontenery. - Powiedziałem obojętnie.
- Co im zrobiłeś? - Wyprostował się na samo wspomnienie.
- Nic, w końcu jak to się mówi... Przyjaciele mojego przyjaciela są moimi przyjaciółmi. - Poklepałem go po ramieniu.
- Klaus, nie igraj ze mną. Jestem tu bo muszę nie dlatego żę chcę. - Tracił cierpliwość był już lekko poddenerwowany.
- To ty ze mną nie igraj. Od teraz będziesz lojalny na każde moje zawołanie, w innym przypadku Damon i nasza blondyneczka zginą. - Poklepałem go po ramieniu. Spuścił bezradnie głowę. - Możesz iść. Nie będziesz mi potrzebny teraz. Mieszańce będą w pobliżu.
Uśmiechnąłem się i pozostawiłem go samego. Usiałem w gabinecie zastanawiając się co zrobić. Może pora pobawić się przyjaciółeczką Stefana. Elena nie była mi na razie potrzebna miałem jeszcze krew potrzebną do tworzenia hybryd, prędzej czy później popełnią błąd a ona wpadnie w moje ręce sama. Dlaczego więc nie mam się rozerwać. Zszedłem do piwnicy i stanąłem wśród trumien. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Już niedługo znowu będziemy rodziną. Mamy swój dom.
Rozejrzałem się zadowolony.

Caroline: 
Kiedy byłam zamknięta w bagażniku krew się we mnie gotowała wręcz. Kopałam nogami i uderzałam pięściami. Jak Damon mógł mnie tak zamknąć i zostawić. Westchnęłam głęboko. W mojej głowie wrzało wiele myśli. Po co oni tu przyjechali skoro tak właściwie nie wiedzieli czy Stefan się nie mysli, poza tym Klaus mógł już dawno ich przenieść albo się pozbyć. Bardziej zastanawiało mnie kiedy Damon rozmawiał ze Stefanem. Usłyszałam trzaskanie drzwiami a później warkot silnika. Rozejrzałam się, nie wiedziałam co się działo.
- Damon do cholery wypuść mnie. - Krzyknęłam z bagażnika.
- Spokojnie słoneczko, otworzę w domu jak będziesz grzeczna oczywiście. - Odpowiedział, doskonale się słyszeliśmy. Zacisnęłam szczękę.
- To chyba nie potrzebne. - Upomniał go Ric a w samochodzie zaczęło trząść. Robił to specjalnie.
- Potrzebne. Tak jest lepiej. - Odpowiedział Ricowi Damon.
Postanowiłam się nie odzywać. Cierpliwie czekałam aż skończy się ta droga i będę mogła wyjść z tej klitki. W końcu stanął czułam się jakby minęły godziny. Musiałam jeszcze kilka minut poczekać aż Salvatore otworzy klapę. Podał mi rękę ale to zignorowałam. Rica nie było. No tak Damon się zatrzymywał.  Wygrzebałam się z kufra i popatrzyłam wściekła na Damona a on się tylko uśmiechał. Minęłam go i weszłam do salonu.
- Uuuu nasza księżniczka nie ma humorku? - zapytał brunet drwiącym tonem.
- Nie mam zamiaru rozmawiać z takim ignorantem jak ty. Gdzie macie te trumny? - Dodałam po chwili ciszy.
- Jednak mówisz? Nie ma w środku było jedne wielkie nic. Klaus musiał je przenieść. - Odpowiedział Damon nalewając whisky do dwóch szklanek.
- Jak mogłeś mi nic nie powiedzieć... Mieliśmy współpracować. - Zrzuciłam do niego.
- Tak słodko spałaś, że nie miałem sumienia cię budzić. - Prychnął pod nosem. Zaśmiałam się.
- Gówno prawda. - Usiadłam i założyłam nogę na nogę. Westchnął i spuścił wzrok.
- Dobrze panno wiem wszystko najlepiej. Nie chciałem cię narażać. - Uniosłam brew do góry.
- Dlaczego? - Zapytałam zdumiona.
- Bo nie miał bym kogo dręczyć. - Zaśmiał się. Rzuciłam w niego poduszką. Dołączył do mnie i zaczeliśmy się śmiać. Przepychaliśmy się i rzucaliśmy w siebie poduszkami.
- Czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam? - Spojrzałam w stronę wejścia i spojrzałam na Stefana. Stanęłam jak wmurowana. Nie mogłam z siebie wykrztusić ani słowa.


                                                                        
Wiem dawno nie pisałam, ale miałam dość sporo na głowie i nie miałam weny, pracuję już nad następnym rozdziałem na drugi blog . Postaram się pisać częściej. Mam nadzieję że ktoś tu jeszcze zagląda i ostawicie jakiś ślad. Postaram sobie kolejne dwa rozdziały wstawić w tym tygodniu jeszcze.
Do napisania kochane.

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 1.

Caroline:
Wyjechałam, z Mistic Falls w pogoni za Tylerem. Wyjechałam dzień po nim, przez dwa tygodnie szukałam go po świecie. Kiedy w końcu udało mi się odnaleźć moją, jak wtedy myślałam miłość, okazało się, że to nie to. Przez cały czas żyłam w wyidealizowanym złudzeniu. Tyler okazał się być niezłym dupkiem. Byłam tylko dodatkiem do jego wilczej watahy. Po prostu odeszłam. Wstyd mi było wracać do domu, znowu zraniona przez faceta. Postanowiłam podróżować. Zwiedzać państwa, które znałam jedynie z kolorowych czasopism. I tak zwiedziłam Francje, Włochy, Meksyk, Brazylie, Tajlandię, i właśnie byłam w Holandii kiedy dostałam dość dziwną wiadomość. WRACAJ DO DOMU DAMON MA PROBLEMY. Zdenerwowałam się, i nawet nie próbując oddzwonić rzuciłam wszystko i wsiadłam do pierwszego samolotu do domu. Bałam się co mnie tam czeka. Co z moimi przyjaciółmi. Kiedy tylko mijałam tabliczkę Witamy w Mistic Falls, miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Nie chciałam tracić czasu i pojechałam od razu do pensjonatu braci Salvatore. Weszłam bezszelestnie, bojąc się widoku który mogę zobaczyć. Usłyszałam z salonu stłumione jęki i głos dwóch mężczyzn. Zdecydowanie nieznajomych. Stanęłam w progu, oni zaślepieni jedynie chęcią znęcania się nad Damonem nie usłyszeli mnie. Brunet był przykuty do krzesła i zdecydowanie to nie był jego najlepszy dzień. W ciało miał powbijane kołki.
- Poważnie? Dwóch na jednego? - Pokręciłam głową, a ich serca momentalnie znalazły się w moich rękach.
- Kogo przywiało, nasza słodka Blondie. - Powiedział z sarkazmem, pomimo tego, że nie miał sił.
- Nie bądź palantem Damon. Jakby nie było uratowałam ci tyłek. - Odpowiedziałam mu powoli go uwalniając. Widziałam na jego twarzy grymas bólu, ale nawet nie jęknął. Kiedy go całkiem oswobodziłam, zeszłam do piwnicy po dwa worki z krwią. Kiedy wróciłam do salonu dałam je wampirowi.
- Jakby to było takie dziwne, że jestem i byłem palantem. - Na tą uwagę przewróciłam oczami. Stanęłam przed nim gdy wchłaniał krew. Założyłam ręce na biodra.
- Możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi? Gdzie są wszyscy? - Zapytałam, bo to najbardziej mnie interesowało. Kiedy wyjeżdżałam wszystkie nasze problemy się kończyły a teraz Damon jest sam i to atakowany przez wampiry.
- Tyler przed wyjazdem drapnął mnie. Stefan oddał się w ręce Klausa w zamian za krew. Poza tym Klaus spuścił z Eleny tyle krwi ile mógł. Teraz są nie wiadomo gdzie i tworzą armie hybryd. Ukryłem też Elenę bo chcieli ją zabrać. - Mówił to ze spokojem, wręcz z uśmiechem. Jakby to była normalna sytuacja.
- A te wampiry... - Wskazałam na ciała, leżące przy kominku.
- Ah to. W mieście osiedliły się wampiry. Wszędzie jest werbena. Poza tym mam niewyjaśnione sprawy z ich szefem. - Wzruszył ramionami niby obojętnie.
- I nie pomyślałeś, żeby zadzwonić do mnie? - Byłam wściekła. Przecież gdybym wiedziała, że dzieje się coś takiego od razu bym wróciła.
- Nikt nie chciał cie w to angażować. - Odpowiedział wstając. - Może wróć do swojego podróżowania.
- Skoro wszędzie jest werbena, stawiam że tylko nie tu, przez jakiś czas tu pomieszkam. Pozbędziemy się wampirów a później sprowadzimy Stefana do domu. - Rozłożyłam ręce w geście pokoju. Damon tylko prychnął i zabrał ciała. Poszedł je spalić. Wzięłam głęboki oddech i poszłam się wykąpać. Marzyłam w tej chwili o bardzo długiej kąpieli. Tak bardzo żałowałam, że przyjaciele nie mieli we mnie oparcia kiedy najbardziej mnie potrzebowali.

Damon:
Caroline zjawiła się z znikąd. Myślała, że uda jej się zmienić wszystko jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Wątpię, żeby cokolwiek wszyło. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tęskniłem za tą nieprzewidywalną blondynką. Oblałem ciała wampirów alkoholem i podpaliłem. Patrzyłem na ognisko w spokoju popijając alkohol. Byłem pewny, że Caroline niedługo przyjdzie. Nie powinna wracać i plątać się w to wszystko. Kolejna osoba, którą będę musiał pilnować. Siedziałem na trawie, kiedy usłyszałem ciężkie westchnięcie. Spojrzałem na wampirzyce, miała wysokie szpilki i naprawdę krótką czarną sukienkę, a na ramionach skórzaną kurtkę. Zmieniła się pod względem wyglądu. Ciekawe czy tak było z zachowaniem.
- Wychodzę. Idę do Grilla zobaczyć się z Matt`em i wypić trochę. - Wyrwała mnie z moich przemyśleń. Zniknęła. Wstałem i w moment złapałem ją przed pensjonatem.
- Nigdzie nie pójdziesz. Tam roi się od tych nowych wampirów. - Popatrzyłem w jej wielkie niebieskie oczy.
- Daj spokój, jestem dużą dziewczynką potrafię zadbać o siebie. - Stwierdziła i chciała mnie wyminąć. Chwyciłem ją za nadgarstki i zaciągnąłem z powrotem do domu.

Pójdziemy razem Elena i Stefan zabili by mnie gdyby coś ci się stało. Poczekaj 10 minut. - Posadziłem ją na kanapie, a sam poszedłem wziąć szybki prysznic i się przebrać. Byłem prawie pewien że dziewczyna zwieje jak tylko zostawię ją samą. Ale chociaż wiedziałem gdzie pójdzie. Po tych 10 minutach, no może 15 zszedłem na dół. Siedziała i popijała whisky. Uniosłem brew do góry przyglądając się jej długim nogą. Ona zawsze była taka seksowna?
- Możemy iść? - Powiedziała zniecierpliwiona.
- Jestem gotowy. - Podszedłem do drzwi, otworzyłem je przed nią a ona niemal spiorunowała mnie wzrokiem. Wyszliśmy na zewnątrz i powoli poszliśmy w stronę lokalu.
- Te wampiry o których opowiadałeś to, że gdzie się osiedliły? - Zapytała co jakiś czas się rozglądają
- W jednym domu na skraju lasu, a dlaczego pytasz? - Skrzyżowałem ręce na klatce przyglądając się jej z zainteresowanie.
- A mają pierścienie. - Pokiwała mi przed twarzą palcami na, jednym z nich miała pierścionek, chroniący przed słońcem.
- Nie. Wychodzą tylko w nocy i dlatego są tacy upierdliwi. - Uniosłem kącik ust w uśmiechu.
- To tłumaczy dlaczego ci dzisiaj byli tak szczelnie ubrani. Chronili się przed słońcem.
Już prawie docieraliśmy do Grilla kiedy Caroline przystanęła przygryzając dolną wargę. Wyciągnęła scyzoryk ze swojej torebki. Uniosłem brew zainteresowany jej działaniami. Rozcięła skórę na swej dłoni i ścisnęła ją, żeby krew powoli spływała. Przed nami zaczęły pojawiać się wampiry, było ich chyba z dziesięć albo i więcej. Były tak młode i głupie, że poleciały na jej krew. Stanąłem przed nią, wampiry nie czekały atakowały. Caroline i ja szybko się ich pozbyliśmy. Zaciągnęliśmy zwłoki do lasu i spaliliśmy, spojrzałem wtedy na blondynkę.
Ostatni raz robisz mi taki numer. - Pogroziłem jej palcem.
Co ona sobie wyobrażała, zwabia ich swoją krwią a gdyby było ich więcej? Gdybyśmy nie dali rady to by zabili nas oboje. Ale Caroline musiała być uparta i robić wszystko po swojemu. Teraz tylko stała i uśmiechała się. Po czym przewróciła oczami i weszła do środka.

Caroline:
Od kiedy Damon zrobił się taki marudny? Chyba już do końca ześwirował. Znalazłam sposób na pozbycie się kilku wampirów i to zrobiłam. Nic w tym dziwnego nie było, Sam by postąpił dokładnie tak samo. Ale oczywiście najłatwiej nazwać mnie nie odpowiedzialną. Mógł po prostu uśmiechnął się i powiedzieć coś w stylu: dobra robota. Chociaż nie zależało mi na tym jakoś specjalnie. Ważne było żeby doprowadzić do porządku sprawy w Mistic Falls, moim domu.
Po wejściu do lokalu zorientowałam się, że nic tu się nie zmieniło. Matt jak zawsze był w pracy. Podziwiałam go, że tak dobrze sobie radził od dawna był sam. Uśmiechnęłam się kiedy mnie zobaczył.
- Caroline!! - Zawołał Matt wychodząc zza baru i podchodząc.
- Matt, dobrze cię widzieć. - Uwiesiłam mu się na chwilę na szyi. Przeszliśmy do baru. Od razu zrobił mi drinka.
- Whisky, najlepiej całą butelkę. - Wtrącił Damon siadając obok mnie. Matt mu podał szklankę i butelkę.
- Opowiadaj Caroline, gdzie się podziewałaś przez tyle czasu? - Zapytał Donovann, powiedział to w sposób radosny. Chociaż on cieszył się z mojego powrotu.
- No wiesz jak to ja. Wszędzie było mnie pełno. Jednak dom to dom. - Uśmiechnęłam się upijając łyk alkoholu.
- Nic się nie zmieniłaś. - Uśmiechnął się i na chwilę nas zostawił, musiał wrócić do pracy.
- Jutro od rana pojedziemy do tego domu z wampirami. Spalimy ich tam. - Przeniosłam wzrok na Damona.
- Może po prostu wyjedziesz i nie będziesz mieszać się w nie swoje sprawy. - Niemal na mnie warknął a ja wstałam i zbliżyłam się do niego.
- Chcesz czy nie to jest też mój dom i nie pozwolę, żeby dalej działo się źle. Więc albo zrobimy to razem albo nie wchodź mi w drogę. - Wzięłam swoje rzeczy, pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam. Ledwo co udało mi się wyjść i ruszyć w stronę pensjonatu pojawił się Damon.
- Dobra niech będzie, pani zrobię wszystko sama. - Wzruszył ramionami uśmiechając się zadziornie. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Odruchowo spuściłam trochę sukienkę na dół.
- Co się gapisz? - Burknęłam pod nosem. Nigdy nie było tajemnicą, że nie mogliśmy się znieść ale teraz nie było wyjścia byliśmy sami.
- Zmieniłaś się Caroline. Co się takiego stało?
Przyglądał mi się z uniesioną ku górze brwią.

- Nie zmieniłam się jestem taka sama jak kiedyś. - Wzruszyłam ramionami. Dotarliśmy do domu, od razu zniknęłam. Wzięłam szybki prysznic i założyłam piżamę czyli szorty i koszulkę dość obszerną. Zeszłam na dół i nalałam do szklanki whisky. Brunet już siedział z kieliszkiem w ręku. Ułożyłam się na kanapie patrząc w sufit.
- Zmieniłaś się. - Pokiwał głową tak jakby się upewniał. - Nie jesteś już bezbronna ani naiwna.
- To prawda. - Westchnęłam cicho przenosząc wzrok na mojego towarzysza.
Proponuję rozejm do chwili kiedy tego nie zakończymy a wszystko nie wróci na miejsce. - Przeszywał mnie wzrokiem. Uniosłam się zdziwiona. Wszystko brzmiało szczerze.
- Sądzę, że to nie jest najgorszy pomysł. - Podniosłam brew do góry lekko zdezorientowana. Czułam jak ogląda każdą część mojego ciała.
- Twój tauaż. Gwiazdka na stopie... Coś oznacza? - Coraz mniej rozumiałam jego zachowanie.
- Tyle, że przez całe życie dążyłam do doskonałości. - Usiadłam normalnie podciągając kolana pod brodę. - - - Pójdę się położyć.
- Dobrze idź. Śpij dobrze. - Odpowiedział a ja wstałam nieco zmieszana jego postępowaniem. Kiedy już miałam odejść chwycił mnie za rękę. - Dobrze, że wróciłaś.
Jeszcze bardziej osłupiałam, skinęłam głową i poszłam do jednego z pokoi. Położyłam się na łóżku. Co się stało z Damonem? Może on faktycznie nie był taki zły jak sądziłam. Teraz po prostu nie ma przed kim zgrywać dupka. Jedno było pewne. Musiałam iść spać, jutro musimy spalić wampiry również chce odzyskać swojego przyjaciela. Chce żeby wrócił do domu. Pragnę jedynie szczęścia dla wszystkich moich bliskich. To aż tak wiele? Pogrążona w przemyśleniach zasnęłam. […]
Kiedy obudziłam się nie byłam w swojej sypialni. Rozejrzałam się. To był pokój Damona. Spojrzałam na siebie byłam naga przykryta jedynie kołdrą. Przetarłam oczy, z łazienki wyszedł wampir w samym ręczniku, z łobuzerskim ręczniku.
- Kiedy przyszłaś w nocy nie sądziłem, że będzie tak namiętnie. - Wyznał to pół szeptem a ja naraz się wyprostowałam. Wtedy jednak znalazłam się w moim pokoju. Ubrana tak jak szłam spać. Dopiero po czasie dostrzegłam mężczyznę siedzącego na moim łóżku z głupawym uśmiechem.
- Poważnie? - Wlepiłam w niego wzrok. - Mogłeś sobie oszczędzić.
- Wiem ale nie mogłem się oprzeć. - Podał mi szklankę z krwią, którą od razu wypiłam. Przypomniało mi się o naszej misji spalenia wampirów. Pobiegłam do łazienki i ogarnęłam się. Ubrałam się zwyczajnie: Tunika, leginsy, baleriny i skórzana kurtka. Zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa do wyjścia.

Damon:
Poprzedniego wieczora byłem miły. Ale chyba nie myślała, że obędzie się bez dokuczania. W końcu już taki byłem. Fakt faktem Caroline zmieniła się i to na lepsze. Jednak teraz mieliśmy dużo roboty. Patrzyłem na nią kiedy się malowała. Byliśmy gotowi do tego, żeby pozbyć się wampirów. Gryzło mnie to, że sam nie wpadłem na to wcześniej. Blondie teraz na pewno będzie zadzierać nosa. Z resztą nie ważne, w końcu w mieście musiał zostać tylko jeden dupek a nie cała ich rodzina. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na miejsce. Stał tam jeden nie pozorny domek.
- Damon, jeżeli tam są ludzie? - Zatrzymała mnie przytrzymując za ramię.
- Pewnie już nie żywi. Daj spokój Caroline. Nawet jeżeli są to oni ci ich nie oddadzą. - Rozłożyłem ręce.
- Ja się tym zajmę a ty po prostu zacznij podpalać dom. - Musiała mnie irytować. Chwyciłem ją za ramiona, przyciągając do siebie.
- Nie Caroline, jeżeli coś ci się stanie... Poza tym to nie jest twoja wina że tu są wampiry więc odpuść. - Nie mogłem jej wysłać na misję samobójczą. Wiedziałem, że nie odpuści. Wyrwała się chwilę później, znalazła się przy drzwiach domu mocno je otwierając i wpuszczając pełno światła do środka. Ja z tyłu domu rozlałem benzynę i ją podpaliłem. Podsłuchiwałem co robi Caroline.
-Jeżeli macie w środku ludzi to ich wypuście a zgasimy płomienie. - Bawiła się w dyplomację. - Uciekać nie możecie więc jaka różnica zginął w ogniu czy w promieniach słonecznych.
- Jaką mamy gwarancje, że zgasicie pożar. - Zapytał jeden z wampirów.
- Żadnej, ale jeśli tego nie zrobicie zginiecie z pewnością. - Uśmiechnęła się a wampir wypuścił dwie młode i apetyczne dziewczyny oraz jedną starszą całą pogryzioną. Jak mniemam to była właścicielka domu. Podszedłem pozwalając płonąć starej chacie. Blondynka już stałą przed kobietami.
- Jednak dopięłaś swego. - Uśmiechnąłem się z aprobatą.
- Jak zawsze. - Zrobiła poważną minę i zaczęła hipnozę. - Wy dwie zapomnicie co się stało i przestaniecie się zadawać, z nieodpowiednimi facetami. Natomiast pani będzie pamiętać, że wybuchł pożar a my panią wyciągnęliśmy miasto odbuduje pani dom. A tymczasem zatrzyma się pani u szerf Forbes.
- Cudownie umiesz już hipnotyzować. Po co te bajeczki. - Zaśmiałem się. Chociaż spodziewałem się jaka będzie odpowiedź. Forbes była po prostu nieskazitelnie dobra. To rzadko spotykane u wampirów a jednak.
- Żeby ułatwić innym życie. Aby pomóc. Ale co ty możesz o tym wiedzieć? - Uniosła brew do góry i wsiadła do samochodu. Nie było innego wyjścia jak wrócić do domu. Poinformowaliśmy szeryf o całym zajściu. Była szczęśliwa, że tak się stało. W końcu problem rozwiązany. Odwiozłem wampirzyce a sam później pojechałem do Grilla. Byłem umówiony z Riciem. Oczywiście spóźniał się. Ale przecież miał pracę, pierwszy dzień po wakacjach. Caroline chyba też powinna być w szkole, a zresztą to jej decyzja. Kiedy w końcu się doczekałem Zaczęliśmy pić straciliśmy rachubę czasu. Kiedy się ściemniło, wróciłem do domu. Było zadziwiająco cicho. Wszedłem do salonu a na podłodze leżała nieprzytomna Caroline. Zbliżyłem się i starałem się ją wybudzić. W końcu otworzyła oczy nerwowo łapiąc powietrze.
- Co się stało? - Zapytałem pomagając jej wstać.
-Stefan się stał. - Odpowiedziała rozmasowując sobie kark.