Klaus & Caroline & Damon

Klaus & Caroline & Damon

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 1.

Caroline:
Wyjechałam, z Mistic Falls w pogoni za Tylerem. Wyjechałam dzień po nim, przez dwa tygodnie szukałam go po świecie. Kiedy w końcu udało mi się odnaleźć moją, jak wtedy myślałam miłość, okazało się, że to nie to. Przez cały czas żyłam w wyidealizowanym złudzeniu. Tyler okazał się być niezłym dupkiem. Byłam tylko dodatkiem do jego wilczej watahy. Po prostu odeszłam. Wstyd mi było wracać do domu, znowu zraniona przez faceta. Postanowiłam podróżować. Zwiedzać państwa, które znałam jedynie z kolorowych czasopism. I tak zwiedziłam Francje, Włochy, Meksyk, Brazylie, Tajlandię, i właśnie byłam w Holandii kiedy dostałam dość dziwną wiadomość. WRACAJ DO DOMU DAMON MA PROBLEMY. Zdenerwowałam się, i nawet nie próbując oddzwonić rzuciłam wszystko i wsiadłam do pierwszego samolotu do domu. Bałam się co mnie tam czeka. Co z moimi przyjaciółmi. Kiedy tylko mijałam tabliczkę Witamy w Mistic Falls, miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Nie chciałam tracić czasu i pojechałam od razu do pensjonatu braci Salvatore. Weszłam bezszelestnie, bojąc się widoku który mogę zobaczyć. Usłyszałam z salonu stłumione jęki i głos dwóch mężczyzn. Zdecydowanie nieznajomych. Stanęłam w progu, oni zaślepieni jedynie chęcią znęcania się nad Damonem nie usłyszeli mnie. Brunet był przykuty do krzesła i zdecydowanie to nie był jego najlepszy dzień. W ciało miał powbijane kołki.
- Poważnie? Dwóch na jednego? - Pokręciłam głową, a ich serca momentalnie znalazły się w moich rękach.
- Kogo przywiało, nasza słodka Blondie. - Powiedział z sarkazmem, pomimo tego, że nie miał sił.
- Nie bądź palantem Damon. Jakby nie było uratowałam ci tyłek. - Odpowiedziałam mu powoli go uwalniając. Widziałam na jego twarzy grymas bólu, ale nawet nie jęknął. Kiedy go całkiem oswobodziłam, zeszłam do piwnicy po dwa worki z krwią. Kiedy wróciłam do salonu dałam je wampirowi.
- Jakby to było takie dziwne, że jestem i byłem palantem. - Na tą uwagę przewróciłam oczami. Stanęłam przed nim gdy wchłaniał krew. Założyłam ręce na biodra.
- Możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi? Gdzie są wszyscy? - Zapytałam, bo to najbardziej mnie interesowało. Kiedy wyjeżdżałam wszystkie nasze problemy się kończyły a teraz Damon jest sam i to atakowany przez wampiry.
- Tyler przed wyjazdem drapnął mnie. Stefan oddał się w ręce Klausa w zamian za krew. Poza tym Klaus spuścił z Eleny tyle krwi ile mógł. Teraz są nie wiadomo gdzie i tworzą armie hybryd. Ukryłem też Elenę bo chcieli ją zabrać. - Mówił to ze spokojem, wręcz z uśmiechem. Jakby to była normalna sytuacja.
- A te wampiry... - Wskazałam na ciała, leżące przy kominku.
- Ah to. W mieście osiedliły się wampiry. Wszędzie jest werbena. Poza tym mam niewyjaśnione sprawy z ich szefem. - Wzruszył ramionami niby obojętnie.
- I nie pomyślałeś, żeby zadzwonić do mnie? - Byłam wściekła. Przecież gdybym wiedziała, że dzieje się coś takiego od razu bym wróciła.
- Nikt nie chciał cie w to angażować. - Odpowiedział wstając. - Może wróć do swojego podróżowania.
- Skoro wszędzie jest werbena, stawiam że tylko nie tu, przez jakiś czas tu pomieszkam. Pozbędziemy się wampirów a później sprowadzimy Stefana do domu. - Rozłożyłam ręce w geście pokoju. Damon tylko prychnął i zabrał ciała. Poszedł je spalić. Wzięłam głęboki oddech i poszłam się wykąpać. Marzyłam w tej chwili o bardzo długiej kąpieli. Tak bardzo żałowałam, że przyjaciele nie mieli we mnie oparcia kiedy najbardziej mnie potrzebowali.

Damon:
Caroline zjawiła się z znikąd. Myślała, że uda jej się zmienić wszystko jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Wątpię, żeby cokolwiek wszyło. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tęskniłem za tą nieprzewidywalną blondynką. Oblałem ciała wampirów alkoholem i podpaliłem. Patrzyłem na ognisko w spokoju popijając alkohol. Byłem pewny, że Caroline niedługo przyjdzie. Nie powinna wracać i plątać się w to wszystko. Kolejna osoba, którą będę musiał pilnować. Siedziałem na trawie, kiedy usłyszałem ciężkie westchnięcie. Spojrzałem na wampirzyce, miała wysokie szpilki i naprawdę krótką czarną sukienkę, a na ramionach skórzaną kurtkę. Zmieniła się pod względem wyglądu. Ciekawe czy tak było z zachowaniem.
- Wychodzę. Idę do Grilla zobaczyć się z Matt`em i wypić trochę. - Wyrwała mnie z moich przemyśleń. Zniknęła. Wstałem i w moment złapałem ją przed pensjonatem.
- Nigdzie nie pójdziesz. Tam roi się od tych nowych wampirów. - Popatrzyłem w jej wielkie niebieskie oczy.
- Daj spokój, jestem dużą dziewczynką potrafię zadbać o siebie. - Stwierdziła i chciała mnie wyminąć. Chwyciłem ją za nadgarstki i zaciągnąłem z powrotem do domu.

Pójdziemy razem Elena i Stefan zabili by mnie gdyby coś ci się stało. Poczekaj 10 minut. - Posadziłem ją na kanapie, a sam poszedłem wziąć szybki prysznic i się przebrać. Byłem prawie pewien że dziewczyna zwieje jak tylko zostawię ją samą. Ale chociaż wiedziałem gdzie pójdzie. Po tych 10 minutach, no może 15 zszedłem na dół. Siedziała i popijała whisky. Uniosłem brew do góry przyglądając się jej długim nogą. Ona zawsze była taka seksowna?
- Możemy iść? - Powiedziała zniecierpliwiona.
- Jestem gotowy. - Podszedłem do drzwi, otworzyłem je przed nią a ona niemal spiorunowała mnie wzrokiem. Wyszliśmy na zewnątrz i powoli poszliśmy w stronę lokalu.
- Te wampiry o których opowiadałeś to, że gdzie się osiedliły? - Zapytała co jakiś czas się rozglądają
- W jednym domu na skraju lasu, a dlaczego pytasz? - Skrzyżowałem ręce na klatce przyglądając się jej z zainteresowanie.
- A mają pierścienie. - Pokiwała mi przed twarzą palcami na, jednym z nich miała pierścionek, chroniący przed słońcem.
- Nie. Wychodzą tylko w nocy i dlatego są tacy upierdliwi. - Uniosłem kącik ust w uśmiechu.
- To tłumaczy dlaczego ci dzisiaj byli tak szczelnie ubrani. Chronili się przed słońcem.
Już prawie docieraliśmy do Grilla kiedy Caroline przystanęła przygryzając dolną wargę. Wyciągnęła scyzoryk ze swojej torebki. Uniosłem brew zainteresowany jej działaniami. Rozcięła skórę na swej dłoni i ścisnęła ją, żeby krew powoli spływała. Przed nami zaczęły pojawiać się wampiry, było ich chyba z dziesięć albo i więcej. Były tak młode i głupie, że poleciały na jej krew. Stanąłem przed nią, wampiry nie czekały atakowały. Caroline i ja szybko się ich pozbyliśmy. Zaciągnęliśmy zwłoki do lasu i spaliliśmy, spojrzałem wtedy na blondynkę.
Ostatni raz robisz mi taki numer. - Pogroziłem jej palcem.
Co ona sobie wyobrażała, zwabia ich swoją krwią a gdyby było ich więcej? Gdybyśmy nie dali rady to by zabili nas oboje. Ale Caroline musiała być uparta i robić wszystko po swojemu. Teraz tylko stała i uśmiechała się. Po czym przewróciła oczami i weszła do środka.

Caroline:
Od kiedy Damon zrobił się taki marudny? Chyba już do końca ześwirował. Znalazłam sposób na pozbycie się kilku wampirów i to zrobiłam. Nic w tym dziwnego nie było, Sam by postąpił dokładnie tak samo. Ale oczywiście najłatwiej nazwać mnie nie odpowiedzialną. Mógł po prostu uśmiechnął się i powiedzieć coś w stylu: dobra robota. Chociaż nie zależało mi na tym jakoś specjalnie. Ważne było żeby doprowadzić do porządku sprawy w Mistic Falls, moim domu.
Po wejściu do lokalu zorientowałam się, że nic tu się nie zmieniło. Matt jak zawsze był w pracy. Podziwiałam go, że tak dobrze sobie radził od dawna był sam. Uśmiechnęłam się kiedy mnie zobaczył.
- Caroline!! - Zawołał Matt wychodząc zza baru i podchodząc.
- Matt, dobrze cię widzieć. - Uwiesiłam mu się na chwilę na szyi. Przeszliśmy do baru. Od razu zrobił mi drinka.
- Whisky, najlepiej całą butelkę. - Wtrącił Damon siadając obok mnie. Matt mu podał szklankę i butelkę.
- Opowiadaj Caroline, gdzie się podziewałaś przez tyle czasu? - Zapytał Donovann, powiedział to w sposób radosny. Chociaż on cieszył się z mojego powrotu.
- No wiesz jak to ja. Wszędzie było mnie pełno. Jednak dom to dom. - Uśmiechnęłam się upijając łyk alkoholu.
- Nic się nie zmieniłaś. - Uśmiechnął się i na chwilę nas zostawił, musiał wrócić do pracy.
- Jutro od rana pojedziemy do tego domu z wampirami. Spalimy ich tam. - Przeniosłam wzrok na Damona.
- Może po prostu wyjedziesz i nie będziesz mieszać się w nie swoje sprawy. - Niemal na mnie warknął a ja wstałam i zbliżyłam się do niego.
- Chcesz czy nie to jest też mój dom i nie pozwolę, żeby dalej działo się źle. Więc albo zrobimy to razem albo nie wchodź mi w drogę. - Wzięłam swoje rzeczy, pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam. Ledwo co udało mi się wyjść i ruszyć w stronę pensjonatu pojawił się Damon.
- Dobra niech będzie, pani zrobię wszystko sama. - Wzruszył ramionami uśmiechając się zadziornie. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Odruchowo spuściłam trochę sukienkę na dół.
- Co się gapisz? - Burknęłam pod nosem. Nigdy nie było tajemnicą, że nie mogliśmy się znieść ale teraz nie było wyjścia byliśmy sami.
- Zmieniłaś się Caroline. Co się takiego stało?
Przyglądał mi się z uniesioną ku górze brwią.

- Nie zmieniłam się jestem taka sama jak kiedyś. - Wzruszyłam ramionami. Dotarliśmy do domu, od razu zniknęłam. Wzięłam szybki prysznic i założyłam piżamę czyli szorty i koszulkę dość obszerną. Zeszłam na dół i nalałam do szklanki whisky. Brunet już siedział z kieliszkiem w ręku. Ułożyłam się na kanapie patrząc w sufit.
- Zmieniłaś się. - Pokiwał głową tak jakby się upewniał. - Nie jesteś już bezbronna ani naiwna.
- To prawda. - Westchnęłam cicho przenosząc wzrok na mojego towarzysza.
Proponuję rozejm do chwili kiedy tego nie zakończymy a wszystko nie wróci na miejsce. - Przeszywał mnie wzrokiem. Uniosłam się zdziwiona. Wszystko brzmiało szczerze.
- Sądzę, że to nie jest najgorszy pomysł. - Podniosłam brew do góry lekko zdezorientowana. Czułam jak ogląda każdą część mojego ciała.
- Twój tauaż. Gwiazdka na stopie... Coś oznacza? - Coraz mniej rozumiałam jego zachowanie.
- Tyle, że przez całe życie dążyłam do doskonałości. - Usiadłam normalnie podciągając kolana pod brodę. - - - Pójdę się położyć.
- Dobrze idź. Śpij dobrze. - Odpowiedział a ja wstałam nieco zmieszana jego postępowaniem. Kiedy już miałam odejść chwycił mnie za rękę. - Dobrze, że wróciłaś.
Jeszcze bardziej osłupiałam, skinęłam głową i poszłam do jednego z pokoi. Położyłam się na łóżku. Co się stało z Damonem? Może on faktycznie nie był taki zły jak sądziłam. Teraz po prostu nie ma przed kim zgrywać dupka. Jedno było pewne. Musiałam iść spać, jutro musimy spalić wampiry również chce odzyskać swojego przyjaciela. Chce żeby wrócił do domu. Pragnę jedynie szczęścia dla wszystkich moich bliskich. To aż tak wiele? Pogrążona w przemyśleniach zasnęłam. […]
Kiedy obudziłam się nie byłam w swojej sypialni. Rozejrzałam się. To był pokój Damona. Spojrzałam na siebie byłam naga przykryta jedynie kołdrą. Przetarłam oczy, z łazienki wyszedł wampir w samym ręczniku, z łobuzerskim ręczniku.
- Kiedy przyszłaś w nocy nie sądziłem, że będzie tak namiętnie. - Wyznał to pół szeptem a ja naraz się wyprostowałam. Wtedy jednak znalazłam się w moim pokoju. Ubrana tak jak szłam spać. Dopiero po czasie dostrzegłam mężczyznę siedzącego na moim łóżku z głupawym uśmiechem.
- Poważnie? - Wlepiłam w niego wzrok. - Mogłeś sobie oszczędzić.
- Wiem ale nie mogłem się oprzeć. - Podał mi szklankę z krwią, którą od razu wypiłam. Przypomniało mi się o naszej misji spalenia wampirów. Pobiegłam do łazienki i ogarnęłam się. Ubrałam się zwyczajnie: Tunika, leginsy, baleriny i skórzana kurtka. Zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa do wyjścia.

Damon:
Poprzedniego wieczora byłem miły. Ale chyba nie myślała, że obędzie się bez dokuczania. W końcu już taki byłem. Fakt faktem Caroline zmieniła się i to na lepsze. Jednak teraz mieliśmy dużo roboty. Patrzyłem na nią kiedy się malowała. Byliśmy gotowi do tego, żeby pozbyć się wampirów. Gryzło mnie to, że sam nie wpadłem na to wcześniej. Blondie teraz na pewno będzie zadzierać nosa. Z resztą nie ważne, w końcu w mieście musiał zostać tylko jeden dupek a nie cała ich rodzina. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na miejsce. Stał tam jeden nie pozorny domek.
- Damon, jeżeli tam są ludzie? - Zatrzymała mnie przytrzymując za ramię.
- Pewnie już nie żywi. Daj spokój Caroline. Nawet jeżeli są to oni ci ich nie oddadzą. - Rozłożyłem ręce.
- Ja się tym zajmę a ty po prostu zacznij podpalać dom. - Musiała mnie irytować. Chwyciłem ją za ramiona, przyciągając do siebie.
- Nie Caroline, jeżeli coś ci się stanie... Poza tym to nie jest twoja wina że tu są wampiry więc odpuść. - Nie mogłem jej wysłać na misję samobójczą. Wiedziałem, że nie odpuści. Wyrwała się chwilę później, znalazła się przy drzwiach domu mocno je otwierając i wpuszczając pełno światła do środka. Ja z tyłu domu rozlałem benzynę i ją podpaliłem. Podsłuchiwałem co robi Caroline.
-Jeżeli macie w środku ludzi to ich wypuście a zgasimy płomienie. - Bawiła się w dyplomację. - Uciekać nie możecie więc jaka różnica zginął w ogniu czy w promieniach słonecznych.
- Jaką mamy gwarancje, że zgasicie pożar. - Zapytał jeden z wampirów.
- Żadnej, ale jeśli tego nie zrobicie zginiecie z pewnością. - Uśmiechnęła się a wampir wypuścił dwie młode i apetyczne dziewczyny oraz jedną starszą całą pogryzioną. Jak mniemam to była właścicielka domu. Podszedłem pozwalając płonąć starej chacie. Blondynka już stałą przed kobietami.
- Jednak dopięłaś swego. - Uśmiechnąłem się z aprobatą.
- Jak zawsze. - Zrobiła poważną minę i zaczęła hipnozę. - Wy dwie zapomnicie co się stało i przestaniecie się zadawać, z nieodpowiednimi facetami. Natomiast pani będzie pamiętać, że wybuchł pożar a my panią wyciągnęliśmy miasto odbuduje pani dom. A tymczasem zatrzyma się pani u szerf Forbes.
- Cudownie umiesz już hipnotyzować. Po co te bajeczki. - Zaśmiałem się. Chociaż spodziewałem się jaka będzie odpowiedź. Forbes była po prostu nieskazitelnie dobra. To rzadko spotykane u wampirów a jednak.
- Żeby ułatwić innym życie. Aby pomóc. Ale co ty możesz o tym wiedzieć? - Uniosła brew do góry i wsiadła do samochodu. Nie było innego wyjścia jak wrócić do domu. Poinformowaliśmy szeryf o całym zajściu. Była szczęśliwa, że tak się stało. W końcu problem rozwiązany. Odwiozłem wampirzyce a sam później pojechałem do Grilla. Byłem umówiony z Riciem. Oczywiście spóźniał się. Ale przecież miał pracę, pierwszy dzień po wakacjach. Caroline chyba też powinna być w szkole, a zresztą to jej decyzja. Kiedy w końcu się doczekałem Zaczęliśmy pić straciliśmy rachubę czasu. Kiedy się ściemniło, wróciłem do domu. Było zadziwiająco cicho. Wszedłem do salonu a na podłodze leżała nieprzytomna Caroline. Zbliżyłem się i starałem się ją wybudzić. W końcu otworzyła oczy nerwowo łapiąc powietrze.
- Co się stało? - Zapytałem pomagając jej wstać.
-Stefan się stał. - Odpowiedziała rozmasowując sobie kark.